środa, 25 lipca 2012

Ale Meksyk !

Po wylądowaniu przywitał nas deszcz, który od razu przypomniał nam kto teraz rządzi na Filipinach. W przeciwieństwie do mafii taksówkarzy, która rządzi na parkingu przed lotniskiem, on  w okresie od maja do października trzyma władzę w całym kraju. Faktycznie chmury oraz kapiąca z nich woda przez kolejne trzy tygodnie towarzyszyły nam dość często. Nie taka jednak pora deszczowa straszna jak można wnioskować z jej nazwy. Poza chmurami było także słońce, niekiedy świeciło tylko przez chwilę, zaś innym razem przez cały dzień.  Na kształt naszej podróży po Filipinach istotny wpływ miała mała, trójkątna pieczątka wbita w nasze paszporty na granicy. Pozwalała nam ona przebywać na terytorium tego wyspiarskiego kraju przez 21 dni. Na nieco większą, dającą prawo pozostania na Filipinach przez dwa miesiące ani nas ani pluszaków stać nie było. Mający tak limitowany okres czasu musieliśmy dokonać wyboru tylko kilku miejsc, które odwiedzimy. Efekt tego wyboru można podziwiać na zdjęciach w kilku ostatnich postach. Kończąc naszą przygodę z Filipinami uzmysłowiliśmy sobie pewien fakt. Filipino Yakuza z Manili, motorowe riksze na Palawanie, skąpo odziane panie w Angeles, Jeepneye pokonujące dziurawe drogi na Luzonie, wszystko to powodowało, że podczas tych trzech tygodni na nasze usta co chwile cisnęły się słowa „ale Meksyk!” . W istocie bliżej stąd do Ameryki Łacińskiej, niż do sąsiednich krajów w Azji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz