05.50 rano, wstajemy, pośpiesznie i lekko
nieprzytomni ubieramy się i szykujemy. Płyniemy dzisiaj oglądać delfiny –
dzikie i wolne. Dla nich 06.00 rano to
ponoć najlepsza pora na wygłupy, wyskoki
i inne delfinie akrobacje. Kiedy pojawiliśmy się na plaży czekał już na nas
nasz Kapitan, jak dumnie zwał się właściciel małej, rybackiej łódki, wąskiej na
jednego człowieka, z którym dzień wcześniej
umówiliśmy się na wyprawę na oglądanie lumba - lumba. Motorowy silnik łódki, niechętnie, ale jednak odpalił i wyruszyliśmy w głąb morza.
Płynęliśmy tak około 3 km, aż dopłynęliśmy do miejsca na morzu, gdzie miały
pokazywać się delfiny, czyli po balijsku lumba – lumba, właśnie. Początkowo
jednak, zamiast delfinów, zobaczyliśmy dziesiątki innych, podobnych łódek,
każda wypełniona turystami, obwieszonymi drogimi aparatami i żądnymi
spektakularnego pokazu, za który zapłacili przecież bardzo dużo. Inaczej
zupełnie jest, kiedy oglądanie delfinów aranżuje się samemu, na plaży,
bezpośrednio z kapitanem, wtedy cena takiego wypływu to kilka dolarów, kiedy jednak przyjechać
specjalnie z południa Bali, czarterowanym samochodem z klimatyzacją, dając po
drodze zarobić kilku pośrednikom, to koszty takiej atrakcji rosną dziesięciokrotnie.
Zrozumiała wtedy być może, jakaś większa chęć i potrzeba wśród takich turystów,
zobaczenia tych najładniejszych delfinów i tych najlepszych skoków. Wiedzą o
tym ich kapitanowie, którzy starają się bardzo, kiedy tylko gdzieś na
horyzoncie pojawi się płetwa, zaraz tam płyną starając się zająć jak najlepszą
pozycje do podziwiania. Nasz kapitan miał jednak inną metodę, on raczej czekał,
aż delfiny podpłyną same, czasem tylko odpalał motor i płynął gdzieś, w tylko
sobie znanym kierunku. Może to dlatego, że trochę się z nim targowaliśmy o
cenę, a może po prostu wiedział więcej niż inni i lepiej rozumiał delfinie
zachowania, być może rozumiał też, że ponad smród i hałas motorowego silnika,
pędzącego śpiesznie za każdą pojawiającą się płetwą, przyjemniejsze jest
powolne dryfowanie i czekanie na delfiny, które i tak w końcu się pojawią. I
rzeczywiście tak było, delfiny co jakiś czas pokazywały się nam, czasem z wody
wynurzała się tylko płetwa, czasem było ich kilka, aby w pewnym momencie
wyskoczyć nagle z wody i na pół sekundy pokazać się całemu światu. Lumba –
lumba, robią to chyba jednak nie dla
ludzi, są wolne, zupełnie nie interesuje ich, kto ile zapłacił z wycieczkę, kto
ma najnowszy aparat, a kto torebkę od Versace. Skaczą i chowają się kiedy chcą,
nie wiedząc, że każdy ich skok i akrobacja przeliczalne są na dolary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz