Sześć i pół miesiąca temu, kiedy
nad ranem przylecieliśmy do Pekinu, gdzie wszystko się zaczęło, wiedzeni
potrzebą wypicia porannej kawy, trafiliśmy do Sturbucksa. Piliśmy tam nasze
półlitrowe kawy cappuccino, które pozwoliły nam się obudzić i przeczekać kilka
godzin do świtu.
Teraz znowu jesteśmy w
Sturbucksie. To chyba znaczy, że wracamy, że podróż się skończyła. Wchodząc na
teren lotniska zostawiliśmy za plecami Kuala Lumpur, teraz czekamy, znowu w
środku nocy, pijemy nasze niewymiarowe cappuccina w amerykańskim stylu.
Sturbacks, choć nie planowaliśmy
tego, wyznacza ramy naszej podróży. Pomiędzy dwoma papierowymi kubkami kawy
mieści się wszystko to co przeżyliśmy i to czego przeżyć nie byliśmy w stanie,
wszystkie nasze fascynacje, zachwyty i rozczarowania.
Chociaż w tej chwili dopijamy do
końca naszą podróż i powoli zaczyna prześwitywać tekturowe dno, to nasz blog
nie kończy się z tym ostatnim łykiem. Zostało nam jeszcze kilka wpisów, które
dodamy, będąc już w Polsce. Może kiedyś pojawi się tam coś jeszcze, coś
zupełnie nowego, nowa podróż, nowa wizyta w Sturbuckcie? Myślimy, że tak, że to
tylko kwestia czasu a czas to pieniądz, jak wiadomo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz