Polaroidy, to zupełnie inna bajka. Dawno temu, za siedmioma
granicami, kiedy mieliśmy jedną z ostatnich już szans na odwiedziny Syrii,
będąc w Damaszku, natrafiliśmy na pana, który robił ludziom zdjęcia starym
aparatem Polaroid. Daliśmy się sfotografować a nasze pierwsze zdjęcie takim
aparatem, pokazujemy poniżej. Spodobały nam się od razu trochę zmienione kolory
tego polaroidowego świata, brak dokładności i ostrości z jaką współczesne,
nawet najprostsze aparaty robią zdjęcia. Zafascynowała nas technika a przede
wszystkim magia fotografii instant ( jak zupki) – natychmiastowej, od razu. Po
naciśnięciu spustu migawki i wyjęciu z aparatu odbitki i negatywu, po
kilkudziesięciu sekundach jest już na nich obraz a wszystko odbywa się bez
komputera i drukarki. Zdajemy sobie sprawę z tego, że taka fascynacja nie jest
na czasie, że nasze zainteresowanie trąci myszką a może trochę snobizmem, jest
w tym coś z szerzącej się subkultury hipsterkiej. Trudno! Kupiliśmy więc sobie
sami taki aparat, przyszedł do nas w paczce z zza wielkiej wody z USA. Prócz
aparatu kupiliśmy jeszcze filmy, które do aparatów instant sprzedawane są w
specjalnych kasetkach. Tak wyposażeni w spory karton filmów i aparat gabarytami
zbliżony do cegły, wyruszyliśmy w naszą podróż. Korzystaliśmy z niego często,
jednak w sposób zupełnie inny niż z aparatu cyfrowego, którym zdjęcia robi się
bez obawy zepsutej klatki i zmarnowanej szansy na udane zdjęcie. Polaroid
zmusił nas do większego zastanowienia się, do podejmowania decyzji, co warto a
czego nie warto pstrykać. W czasie całego wyjazdu zrobiliśmy około 120 zdjęć
instant, zdjęć cyfrowych zrobiliśmy pewnie kilka tysięcy.
Poniżej, oprócz zdjęcia przywiezionego z Damaszku,
zamieszczamy kilka zdjęć polaroidowych zrobionych w Melace, są to ostatnie
zdjęcia jakie zrobiliśmy podczas tej podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz